W piątek już o godzinie 7:00 byłam na siłowni z wielkimi chęciami, energią i zapałem. Zaplanowałam sobie dzień wcześniej, które partie ciała chcę danego dnia trenować oraz jakie ćwiczenia chciałabym wykonywać.
Jako, że na siłownię dojeżdżam rowerem (około 5km) nie muszę już biegać na bieżni na rozgrzewkę, rozgrzewam tylko całe ciało poprzez rozruszanie wszystkiego (wymachy, kręcenie rękami, łokciami i nadgarstkami, rozgrzewanie karku itp.).
Długo się z tym zbierałam, ale w końcu wykupiłam sobie karnet na siłownię. Wybrałam miejsce nowe, mało uczęszczane i blisko mojej szkoły, żebym mogła jeździć na treningi przed zajęciami. Dzisiaj pojechałam tam po raz pierwszy żeby zorientować się co i jak i zrobiłam razem z moim lubym trening. Na początku było trochę drętwo (jak to zawsze w nowym miejscu), ale potem się rozkręciłam. Z biegiem czasu będę wrzucać moje plany treningowe i efekty tych treningów.
Chciałabym też podzielić się z Wami przepisem na genialne ciasteczka owsiane, idealne na posiłek potreningowy. :)
Minął kolejny miesiąc, więc czas na podsumowanie.
W sierpniu zaczęłam porządną redukcję z dokładnym trzymaniem diety i spisywaniem wszystkiego co jem (dokładny opis mojej diety tutaj) i dało to rewelacyjne efekty. Przekonałam się, że rzeczywiście dieta to 70% sukcesu w byciu fit.
Dziś na śniadanko postanowiłam zrobić omlety, jednak zastąpiłam mąkę odżywką białkową i wyszło pysznie. Najpierw podam podstawowy przepis na omlety, a potem na moją modyfikację. Zapraszam do czytania. :)
Dzisiejszy wpis poświęcę mojej diecie. Nie będzie ogółów jak do tej pory, jednak szczegóły: co jem, ile jem, jak jem. ;)
W środę zaczęłam 30dniowy squat challenge.Polega on na wykonywaniu przysiadów przez miesiąc z przerwami na regenerację mięśni co 3 dni.Codziennie robimy coraz większą ilość przysiadów, aż dojdziemy do 250 powtórzeń. Brzmi absurdalnie i niewykonalnie? Nic bardziej mylnego! Po 30 dniach codziennych przysiadów liczba 250 nie zrobi na was wrażenia. Sama jestem już na 4 dniu i nie było wcale trudno, więc nie obawiam się 100 powtórzeń, ani nawet 250. :)
W poniedziałek postanowiłam zrobić sobie wegetariański dzień, aby oczyścić troszkę mój organizm oraz przy okazji sprawdzić czy wytrzymałabym bez mięsa.
Wczoraj robiłam obiecane frytki z selera (przepis tutaj). Według mnie są bardzo fajnym zamiennikiem tradycyjnych frytek, jednak trzeba lubić smak selera, żeby zjeść je ze smakiem. Z ziemniaczanymi frytkami mają wspólną tylko nazwę i formę podania, bo smakują zupełnie inaczej.